Antonina Iwaszkiewicz, jej córka Irina oraz mąż Aleksander Gruzow przyjechali niedawno do Gdańska z kazachskiej Astany. Gmina wynajęła im dwupokojowe mieszkanie przy ul. Tamka. W poniedziałek odwiedził ich prezydent miasta Paweł Adamowicz.
A gdzie mieszkali państwa rodzice? - ciekawił się prezydent.
- Zostali deportowani z Ukrainy - wyjaśniała pani Antonina.
- Ad kuda? - dopytywał Adamowicz. Słowa rosyjskie mieszały się z polskimi, dzięki temu wszyscy lepiej się rozumieli.
- Z Szepietowki, powiat chmielnicki.
Kiedy prezydent zapytał o to samo męża, okazało się, że jest Rosjaninem.
- A to super, znaczy się polonizujemy - śmiał się Adamowicz.
Gdańsk co roku pomaga w powrocie do ojczyzny dwóm polskim rodzinom z Kazachstanu - w sumie jest ich już 24.
- Największy problem to już nie praca czy język, ale mieszkania. To najdroższy element tego programu i największa bariera - przyznaje prezydent.
Aleksander Gruzow znalazł zatrudnienie w prywatnej firmie. Pracuje jako kierowca ciężarówki. - Jeżdżę po całej Polsce. Mam zarabiać 1500 zł - mówi 48-letni mężczyzna. Żona, która jest jego rówieśniczką, została w domu, a 18-letnia Irina trafiła na Uniwersytet Gdański. Dzięki uprzejmości władz uczelni studiuje jako wolny słuchacz na wydziale zarządzania. - Najbardziej lubię matematykę - mówi Irina.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
|